Translate

piątek, kwietnia 30, 2010

Majówka???

No więc mamy majowy plan. Podczas majówki, gdy kto może ucieka z naszego miasta na działkę, my bierzemy się za bary z ciężkim zadaniem. Malowanie przedpokoju, kuchni – a tam dodatkowo obniżenie półek. Mój mąż powiesił półki w kuchni pod kątem własnej osoby. A ja jako że jestem niższa od niego skaczę na taboreciku. Już się wkurzyłam niemiłosiernie i powiedziałam dość. Także weekend zapowiada się kolorowo. Kuchnia będzie w tonacji orzecha włoskiego, a przedpokój będzie się prezentował jako malinowy krzew.
Tak apropos majówki. Wczoraj coś mnie tknęło. Ja do męża – jedźmy na zakupy dziś, bo jutro wszyscy pojadą. Jak zajechaliśmy na parking okazało się, że nie jestem oryginalna w takim myśleniu. Jednym słowem nadaję się do pracy zespołowej – myślenie mam już wspólne, zbiorowe.
Miłego grillowania, nicnierobienia i czego sobie życzycie.

sobota, kwietnia 24, 2010

O dzieciakach i z dzieciakami....

W ostatnim tygodniu zostałam zgrabnie zaczepiona na korytarzu w pracy przez najwyższego firmy. Gadka szmatka, m. in. o koleżance, która spodziewa się dziecka (drugiego). Jako że ja jestem mamą jednego mężczyzny – zakwalifikowanego, na dzień dzisiejszy, trzylatka do przedszkola od września – padło pytanie od najwyższego w sprawie moich planów pomnażania rodziny. Ja nie lubię owijać w bawełnę, więc odparłam – jeśli chodzi o prokreację w moim wydaniu to dla mnie temat jest zakończony. Najwyższy ma poczucie humoru (jeśli tylko chce), więc niezrażony moją odpowiedzią zapytał – dlaczego. Ja na to, że może z drugim mężem. Najwyższy na to, że mąż pewno na początku w tworzeniu potomstwa się angażował. Ja na to – jak mężczyźni w większości. Ale on ma zięcia, który opiekuje się dzieciakami. Tylko, że ma dwa metry. Ja na to – metry to nie problem. No i tym optymistycznym akcentem rozstaliśmy się na korytarzu.
Właśnie dwie moje bliskie koleżanki urodziły synków – po raz drugi. No i mnie też się zatęskniło do takiego pachnącego maleństwa, jednak tylko przez chwilę…

Miłego odpoczynku i niedzielowania. U nas cały dzień słoneczko, więc ja i mój młody mężczyzna pojechaliśmy do lasu i tam zrobiliśmy ok. 5 km. Fajnie się powłóczyć nigdzie się nie spiesząc ….

czwartek, kwietnia 22, 2010

Jakoś się trzeba pozbierać…

Ciężko mi przejść do porządku dziennego nad tym co się stało 10 kwietnia. Wciąż słyszę, kto i kiedy będzie pochowany. Przykre to strasznie. Wtedy dopiero dostrzegam, jak życie jest ulotne i jak żyjący przechodzą do porządku dziennego. Bo tak chyba trzeba. Polska musi istnieć, iść do przodu, trzeba podejmować decyzje.
Myślę o tych, którzy pochowali najbliższych. Traumę żałoby narodowej i pogrzebu mają za sobą. Trudno jednak jest żyć Normanie. Wracasz do domku, a jego/jej nie ma w domu. Zwykle przez kilka lub kilkanaście lat czekałaś na niego aż wróci – a on nie wraca. Otwierasz szafę, a tam jego rzeczy; prasujesz, a tu jego rzeczy. I przychodzi taki moment, że trzeba zrobić „inwentaryzację”. Pozbyć się tego, co niepotrzebne. Ech trudno tak … Pogrzeb to dopiero początek Twojej drogi życia, nowej, innej…
Siedzi we mnie ten żal i podgryza mnie.
Niech przyjedzie ta wiosna w końcu.

niedziela, kwietnia 11, 2010

...

Nasz Prezydent wrócił do domu. Czekamy jeszcze na Naszą Panią Prezydentową...

czwartek, kwietnia 08, 2010

I bądź tu dobrą koleżanką

Wydawało mi się, że jestem normalna w kontaktach międzyludzkich, ale już mam wątpliwości. A więc. Jedna z koleżanek z pracy jest w ciąży. No i nie było jej ok. 1 miesiąca. Ja przejęłam jej obowiązki, na tyle na ile mogłam, plus obowiązki innej koleżanki na tydzień. Także był moment, że czułam się jak owieczka Dolly (klon x3). A więc musiałam siedzieć po godzinach w pracy do 20 (informuję, że jestem mamą i to był ból), wykonać zadania ciężarnej, które tak apropos mogła zrobić, bo wiedziała o nich o dwóch miesięcy, a deadline się zbliżał. No i deadline padł na mnie. Ja musiałam piórkać raporty, różne inne dokumenciory. Koleżanka – przyszła mama – wróciła do pracy. Nie usłyszałam cześć, generalnie ofukana na cały świat. No dobra tak to w ciąży bywa – myślę. No więc, ja dziś dzwonię do niej –mówiąc, by wypełniła tam dwie rubryki (rozliczenie z zadań wykonanych przez rok), gdyż jest liderem tego działania. A ona na to, że nie, bo Szefowa powiedziała, że ma co innego robić. Aha dodam, że to rozliczenie zadań to nie mój zakres pracy, a niech tam, Szefowej trza pomóc. No i koleżanka spowodowała, że moja dobrodziejstwo, chęć niesienia pomocy zostały wystawione na próbę. Grzecznie przez telefon poinformowałam, że podczas jej nieobecności wykonałam jej zadania i nawet nie usłyszałam dziękuję. Siedziałam do 20 – nie z powodu swoich obowiązków tylko jej. Ona na to – ja Tobie nie muszę się tłumaczyć. I bądź tu koleżanką… Jak to piszę to wkurw (po Bovarzemu, Bovary to jeszcze jakieś „q” wsadza) mnie jeszcze trzyma. Także mam nauczkę – NIE POMAGAJ, NIE POMAGAJ, BO TO SIĘ JESZCZE NA TOBIE ZEMŚCI.

poniedziałek, kwietnia 05, 2010

No to jestem....

Gdy miałam 18 lat zaplanowałam sobie swoje życie. Będę mieszkała w Gdańsku, będę miała synka. Jednak życie płata nam figle. Jest przewrotne i potrafi zaskakiwać. Choć… synka mam, ale nie mieszkam w Gdańsku. Ech…
Podobno każdy jest kowalem swojego losu. Tylko ja trafiłam do kiepskiego warsztatu czeladniczego, bo z decyzyjnością u mnie nie najlepiej. Rozpamiętuję, liczę się, że coś się zmieni, będzie lepiej, daję czasu. A tu guzik prawda. Może trzeba postąpić jak Ci wszyscy piękni dwudziestoletni, młode harpie biznesu - odciąć się i koniec. Koniec z rozmyślaniem. Świat goni do przodu, a ja …