Translate

czwartek, maja 27, 2010

No to pierwszy dzień urlopu mam za sobą

Jakbym miała opisać ten dzień jednym słowem to napisałabym - plac zabaw lub piaskownica. Skąd to lub, a więc plac zabaw generalnie, a piaskownica to jego centrum. Tam przesiedziałam z dzieciakami dziś, czyli przeze mnie urodzonym oraz moją chrześnicą - urodzoną przez moją siostrę. A po 16 do tego duetu dołączyła następna niewiasta i było trio.Do domu wróciliśmy o 19. Szczerze - zmachana jestem, ale szczęśliwa. Młody to ma dobrze - jeszcze w powozie, który pcha mama. Doszliśmy do domku - Młody kąpiel, mleczko, bajeczka i chrapie od godziny 20.30 (!!!). Ewenement.
Wracając do domku weszłam do sklepu i skreśliłam 6 cyferek. Oby w losowaniu wysokoczyły piłeczki z moimi cyferkami...

środa, maja 26, 2010

No to się urlopujemy ...

Nucę sobie pod nosem klikając w w laptopika: Nic nie robić, nie mieć zmartwień Chłodne piwko w cieniu pić (...)Nic nie robić, mieć nałogi
Bumelować gdzie się da Leniuchować, świat całować Dobry Panie pozwól nam. No wiec piwko sobie piję i nastrój mam lepszy. To jest wpływ na moją świadomość następującej myśli: od jutra zaczynam urlop. Jeszcze wczoraj burczałam na męża, a teraz jak skowronek. Gdy dziś wróciłam do domku i zakomunikowałam przypominająco Młodemu, że od jutra mam urlop - Młody ze szczęścia oszalał - wygłupiał się, przytuał i nawet stwierdził, że mnie kocha. No i mam taki plan. Wstajemy jak Bóg da, leniuchujemy, choć jutro o 11.30 stawiamy się w szkole i odbieramy moją 8 letnią chrześnicę. Idziemy do mojej siostry domku i tam bawimy się nie swoimi zabawkami - a to frajda straszna. A w piątek po południu jedziemy do dziadków, czyli moich rodziców, a raczej słomianego wdowca, jeszcze przez chwilę.
Do 16 w pracy jak mróweczka, biureczko czyściutkie - clean desk policy zastosowałam. Pożyczyłam kolegom miłej i owocnej pracy, a moim zastępcom z góry podziękowałam za ofiarną, tak domniemywam, pracę. Dobrze, że idę na ten urlop. Brakowało mi już dystansu do pracy, miłość zawodowa zaczęła przeradzać się w złość, a to nie dobrze.

poniedziałek, maja 24, 2010

Jak mnie mąż podkurzył

A więc było to wczoraj. Poszłam wieczorem z Młodym na rower, mężowi oczywiście się nie chciało. Ale dobra, tego nie komentuje. Nie wzięłam klucza, wcześniej pytając, czy będzie w domku. No miał być. No i wracamy ok. 19.30. Stukamy, dzwonimy dzwonkiem, dzwonimy na telefon domowy, na telefon stacjonarny - nic. No i czekamy, czekamy (ok.20-30 min.). Jeszcze raz walimy w drzwi. Otwiera maż - zaspany, ze nic nie słyszał. Co dzwoniliście? Myślałam, że go uduszę. Walnęłam drzwiami. Nie odzywałam się cały wieczór. Oczywiście słowo przepraszam nie przechodzi mu przez gardło. Ech ...

piątek, maja 21, 2010

Syndrom piątku i nie tylko

Jedna z moich koleżanek stwierdziła, że chyba nie jest z nią dobrze, bo w nowej pracy jest zaledwie miesiąc, a już ma syndrom piątku (czyli ten wyśniony, wyczekiwany od poniedziałku – piątek). Na jej obronę dodałam, że jeśli byłaby to jej pierwsza praca to syndrom piątku byłby dziwny, ale to kolejna. Mnie się nie ma co dziwić, że ja mam syndrom piątku – pracuję już 13 lat. Do emerytury zostało mi dużo, a nawet bardzo dużo, zważywszy na fakt, że pewno wiek emerytalny zostanie przesunięty (oczywiście na naszą niekorzyść). Tak więc ja mam syndrom piątku. A polega na tym, że czuję się wymięta, wypluta, niewyspana. W pracy pracuję - mocno, ale werwę wytracam proporcjonalnie do dnia tygodnia (w poniedziałek jest ona największa). Dziś wyjątkowo byłam zmęczona. Młodemu coś się przeprogramowało – obudził się o 3 rano - mąż wyruszył do niego z planem uśpienia. Powód wiadomy – nadchodzący katar. Mąż był mocno nerwowy, więc się podniosłam i poszłam z odsieczą. Przytulanie Młodego, masowanie po brzuszku nic nie pomogło. Ja oczywiście czuwałam pół na pół, czyli trochę kimałam. Młody wiercił się strasznie. Jak już zaczęło dniać, czyli przyszedł dzień Młody stwierdził, że już należy wstawać. Ruszył do zabawek – zakazałam włączania grających – oczywiście, pierwsze, co zrobił, to włączył grającą mi nad uchem. Nie dałam się spacyfikować i kimałam w jego łóżku. Aż nagle otwieram oczy – Młody przede mną stoi i prosi, bym mu zdjęła górę od piżamy, bo on się będzie ubierać. Wszystko do ubrania sobie przygotował – na każdej odzieży emblemat samochodu. Nawet ciapy założył. No i tak wytrwał do 6.30. Zadzwonił mój budzik na wstawianie, wyłączyłam i poszłam spać dalej. Budzę się o 7, a Młody śpi w ciapach i w odzienku. Spał do 10.30 – zeznania babci. W życiu to trzeba się umieć ustawić. To była dygresja, długa, która jednak ma związek z syndromem piątku. Moim problemem jest zbyt mała ilość snu. Nie zdarzyło mi się przespać całej nocy – Młody robi siusiu w nocy, woła mnie itd. Więc się wybijam. Druga sprawa, że pracy dużo i wieczorami coś tam w domku podłubię.
Ale, ale czekam do środy – wtedy mówię wszystkim miłej pracy i idę na urlop. HURA!!!!!!

niedziela, maja 16, 2010

Rowerzysta

Z przyjemnością informuję, że Młody złapał bakcyla na jazdę rowerową (jeszcze z kijem z tyłu, ale jakim – kij został ozdobiony przez tatę kluczowymi znakami mark samochodów). Uff odetchnęłam. A już myślałam, że Młody „to takie troki przy spódnicy mamusi”. Tak mówi moja mama. A tu o dziwo! Wczoraj wieczorem o 18 ruszyliśmy w plener – na życzenie Młodego. Oczywiście sami, mąż w szkole. Zapomnieliśmy kasku – więc mama została określona mianem „gapci”. Były trzy wywrotki, bo rowerzysta lubi wjeżdżać na mega nierówności, podniósł się jednak i ruszył dalej. Nawet łza nie została uroniona. Następnie jazda na rowerze została zmodyfikowana – tak żeby się nie nudziło. Młody zasiadł na bagażniku swojej fury, kręcił pedałami, a ja kierowałam kierownicą. Jeździliśmy ponad 1,5 godziny. Jak wróciliśmy do domu, to ja byłam padaka. Młody wydawał się pełen wigoru, jednak po kąpieli padł. Aha dodam, że wstał dziś o 5.30!!!!! Włączyłam bajki i błogo spałam do 8.
A teraz pogodynka – u nas od rana lało, ale teraz już nie pada. Względnie ciepło. Co tam, byle mocno nie padało. Oczywiście sami ruszamy za niedługo na spacer. Mamę kawkę wysiorbi (bo od rana wiele w domu obowiązków domowych wykonała), Młody poparkuje auta – kalosze i w plener. Miłego niedzielowania.

sobota, maja 15, 2010

Asystent w pracy

Troszkę w tym naszym małym światku się dzieje. A więc w piątek babcia dostała migreny, jakoś do nas dojechała, ale była po prostu do niczego. Jak to migrena. Także napisałam sms-a do Szefowej (o 7 rano nie będę ludzi alarmować telefonicznie) z informacją, że pojawię się później ze względu na stany chorobowe niezawodnej opiekunki. Mąż był na budowie, więc byłam skazana na własną kreatywność w kwestii opieki nad młodym mężczyzną. Powinnam nadmienić, że młody mężczyzna ucieszył się bardzo z tego stanu, że mama nie idzie do pracy. Wybiła 10 (przygotowałam obiad), zapakowałam młodego wraz z wałówką oraz puzlami i ruszyliśmy na podbój pracy mamy. A tam dużo się działo. Młody zafascynowany dziurkaczem i zszywaczem bardzo (wiem ,wiem powinnam uważać – no więc powiedzmy uważałam) pozwolił mamie pracować. Spodobała mu się łazienka, więc często ją odwiedzaliśmy, a szczególnie szary papier z czasów PRL. Pochwalę się, że w domu jesteśmy o kilka lat do przodu – jeśli chodzi o sanitariaty. Jak zwykle mój pokój nawiedza dużo osób, a więc każdy kto zaglądał zadawał pytanie – a to Twoje? No moje. A to już takie duże?? Ale zdarzyły się przypadki, ze Młody dał rękę i poszedł – tylko z mężczyznami – na wycieczkę krajoznawczą. A fajne rzeczy widział – i dźwig, wózek widłowy i samochodzik (nie wiem, o co chodzi z tym samochodzikiem – tę kwestię doprecyzuję w poniedziałek). Tata miał przyjechać o 12, był jednak o 15. Dodatkowo wziął sobie opiekę nad Młodym. A kto się nim zajmował – MAMA. Nie narzekam, bo mąż ostatnio jakiś marudny.
A teraz pogodynka – u nas dziś pochmurno, na razie nie pada. Temperatura 11 stopni (ma być 18 – to chyba nie dziś).

niedziela, maja 09, 2010

Oto Polska właśnie ....

W ciągu ostatniego tygodnia zabraliśmy się za trzepanie dywanów – po fragmencie naszego malowania. Dywanów w ilości dwa. W związku z tym, że reprezentujemy klasę pracującą trzepanie rozpoczęliśmy ok. godziny 19. Trzepak niedaleko, koło naszego bloku. Mąż trzepał, a ja z Młodszym bawiłam się w chowanego, oceniając od czasu, jaki jest poziom kurzu z dywanu. Aż tu nagle wyskoczył na parterze facet po 50 z pytaniem (w niemiłym tonie) – o jakiej porze trzepiemy dywany? Chyba za późno. My ze zdziwieniem z mężem spojrzeliśmy po sobie i na jego pytanie zgodnie odpowiedzieliśmy – do 22 mamy czas. Mój mąż nie odzywa się za wiele w takich sytuacjach, to ja jestem rozdarta – dodałam Panie od skrzynki niech Pan już idzie do domu. On na to udając się do siebie – wal się – odpowiedział. A o co chodzi z tą skrzynką – on podczas generalnego remontu mieszkania (5 lat temu) zakładał nam skrzynkę elektryczną, bez uprawnień, co było skutkiem braku plomb na liczniku. Goście ze Stoenu byli wyrozumiali i pomogli…
Ludzie mieszkający w bloku myślą, że są właścicielami ogromniej działki – 2000 m. Głośna muzyka, ktoś podlewający kwiatki zbyt dużą ilością wody na balkonie, czasami impreza to atrybuty mieszkania w bloku. Trzeba być wyrozumiałym. Ja taka jestem. Tylko te psie kupy …