Translate

niedziela, lipca 24, 2011

Kraków

Nie będę oryginalna, jak napiszę, że zakochałam się w Krakowie. Zauroczyło mnie to miasto. Mam nadzieję, że i Młodego, który dzielnie mi w podróży i zwiedzaniu towarzyszył. A więc może od początku. Podróż rozpoczęliśmy od 10 minutowego późnienia pociągu (co tam 10 minut...) W pociągu spotkaliśmy Krakusa, który wracał ze swoim synem (6l.) z wakacji - po drodze zostając na kilka dni tam, gdzie my mieszkamy. I tu ogromne zdziwienie. Krakus powiedział: po co my jedziemy do tego Krakowa - jest nudne, nic się nie dzieje, a dla dzieci to Kraków zionie nuda. Wydawało mi się, że Krakusi są dumni ze swojego miasta... Z dworca wzięliśmy taksówkę (tzn. Krakus nam ją zamówił) i gdy, dojechaliśmy na miejsce  taksówkarz nie miał nam jak wydać, więc powiedział: na koszt firmy! W naszym mieście, takie rzeczy się nie zdarzają! W Krakowie korzystaliśmy z gościnności mojej dawno niewidzianej koleżanki. Dziękujemy kochana. Plan naszego zwiedzania był taki: najpierw oczywiście Wawel i Sukiennice. Później Podgórze i Kazimierz. We wtorek mieliśmy piękną pogodę, więc na piechotę dotarliśmy na Wawel. Mieszkaliśmy w Śródmieściu, więc Młody, z oporami, ale dał radę. Dawno nie byłam na Wawelu. Mogę jedynie napisać - nie dziwi mnie ta ogromna liczba turystów. Dodam, że Młody zakochał się gołębiach - ich karmieniu  i ganianiu. Do Sukiennic Młody ruszył ostatkiem sił, ale dał radę. Krótki rzut oka i wracaliśmy już tramwajem. Pochodzenie po Rynku przełożyliśmy na środę. W środę przywitał nam pochmurny dzień. Moja koleżanka dała nam namiar na Muzeum Inżynierii Miejskiej, które mieści się na Kazimierzu. Tam spędziliśmy ok. 3h. Polecam - to mini Kopernik z Warszawy no i zabytkowe auta i tramwaje. Na Kazimierzu zatrzymaliśmy się w fajnie knajpce dla dzieci  i rodziców - zjedliśmy zupkę, deserek, pokawkowaliśmy, porozmawialiśmy i dalej w drogę.  Oczywiście tramwajem pojechaliśmy, by schodzić Sukiennice. Tu zakupiliśmy kilka pamiątek, pokarmiliśmy gołębie (w tym celu szukaliśmy sklepu spożywczego, by zakupić bułeczki - udało się!), pospacerowaliśmy ulicą Floriańską. W czwartek oczywiście tramwajem dojechaliśmy do Łagiewnik. To nie był cel naszej podróży, a Młodego ogromna chęć do długiej podróży tramwajem. Celem naszym był Plac Bohaterów Getta i tam Apteka pod Orłami (obecnie muzeum) oraz Fabryka Emalii Schindlera. Podróż tramwajem ulicą Kalwaryjską to ogromna przyjemność. Piękne kamienice, które okres świetności mają już za sobą z uwagi na to, że duża część z nich sypie się, wąskie uliczki między nimi. W piątek rano nasz pobyt w Krakowie dobiegł końca. 
Od wczoraj jesteśmy u moich rodziców. Może nie przyjechalibyśmy tak szybko, jednak u nas - brak gazu minimum do 25 lipca. Coś ciepłego Młody musi zjeść. Biorąc pod uwagę fakt, że Młody należy do niejadków - knajpiane jedzenie odpada. Uciekam. Może przestało padać. Więc założymy kalosze i ruszamy na kałużowy spacer.

niedziela, lipca 17, 2011

Kąpiel w basenie

Właśnie wróciliśmy z basenu. Napisać o tym trzeba koniecznie. A więc objuczona plecakiem, Młody piłkę do basenu niesie, ja w drodze koło do basenu pompuję, mąż plecak na plecach też niesie i dyszy - był wczoraj na wieczorze kawalerskim. I dochodzimy do basenu i co - wisi kartka: basen nieczynny w dniach 15-31.07.2011. Przerwa techniczna.  Pięknie...

piątek, lipca 15, 2011

W telegraficznym skrócie

Z wakacji wróciliśmy zadowoleni i wypoczęci. Młody nadaje się do jazdy autobusami dalekobieżnymi. Zuch. Jeśli chodzi o pogodę to plażowych dni nad morzem mieliśmy dwa. Pozostałe pochmurne, ale nie padało. Więc praktycznie siedzieliśmy nad morzem, Młody z długimi spodniami wersja krótka i zalany do pasa, budował ze mną arterie rzeczne. Kaszel Młodego nie przeszkadzał nawet w kąpieli.

Od najbliższego poniedziałku znowu jestem na urlopie – dwutygodniowym, tym razem. Tęskni mi się za morzem, jednak tam nie pojedziemy z uwagi na nasze plany remontowe w domu. Ale, ale. W przyszłym tygodniu czeka nas wyjazd od Krakowa na kilka dni – pociągiem –Młody pierwszy raz, a w następnym odwiedzimy moich rodziców. Także plany mamy.

piątek, lipca 01, 2011

Tapeta  na moim blogu odwzorowuje pogodę dzisiejszego dnia. Pada, pada  i jeszcze raz pada. Patrzę w niebo i nie widzę szans na słońce. Zaglądam do internetu na pogodę długoterminową i nad morzem też nie widzę szans na słońce, przynajmniej do wtorku... Ech...Na dodatek Młody nieładnie kaszle. No cóż jedziemy. W duchu modlę się, by Młodego kaszel nie przeszedł w coś poważniejszego. Walizki prawie spakowane, jeszcze muszę zrobić zakupy prowiantowe i jutro rano w drogę. Ok. 16 powinniśmy być na miejscu. Pierwszy raz z Młodym jadę autobusem dalekobieżnym. Zawsze autem, a teraz inaczej... A teraz coś pozytywnego: w końcu udało mi się wejść na blog Polly - przesłałam przez sito. O komentarzu na razie mogę zapomnieć.
Do miłego...