Translate

wtorek, marca 27, 2012

Serce

Słońce za oknem. 
W sercu także. 
Tylko w głowie skołatane myśli. 
Wśród nich dominuje jedna - będzie dobrze.
 Młodego serducho wymaga dokładnego sprawdzenia. 
Holter sprawdzi, jak bije jego serduszko, w kwietniu.

Ostatnio pisałam komuś, że wszystkie choróbstwa naszych dzieciaków to takie extrasy, które za nimi idą. Mam nadzieję, że ten extras będzie niegroźny. 
Ot taka natura Młodego.


ps. Biorę się za prasowanie, bo puka w drzwi szafy i woła - wyprasuj mnie. 
Słonecznych dni!

poniedziałek, marca 19, 2012

W biegu

Łikend totalnie zwariowany. 
Porządki w domu  - biegiem. 
Zakupy -biegiem. 
Pakowanie - biegiem.
SPA - mhmmm ... bardzo miło w równie miłym towarzystwie.
Niedziela 16 w domu. Przebieramy się - i biegiem do teatru.
Oglądać "Alladyna" to ogromna przyjemność dla Młodego i dla mnie.

Cały łikend w biegu. Mimo to było warto. I jeszcze ta piękna wiosna...



A dziś padam na nos.

piątek, marca 16, 2012

Zbiorcze wiści

Dziś kolega przyjechał po rowerek dla swojego Młodziana  po moim Młodzianie. 
Rowerek po Młodym stał w wózkarni w naszym bloku. 
Więc biorę rowerek i wydaje się na pierwszy rzut oka, że wszystko ok. 
Łapię za rączki - tylko gdzie są gumowe rączki? Niech to szlag - ktoś podprowadził gumowe rączki... 
Fa fa ra fa - to, co rzuca mi się na usta trzeba, by wypipać lub wykropkować.
Tyle dobrego, że dowód mój osobisty się znalazł. Był na poczcie i dzielnie czekał. 
A jutro łikend.
 Młody wraca od moich rodziców, a ja jadę do SPA (prezent podchoinkowy). 
I wcale mi się nie chce - wolałabym pobąblować w domku.
A w niedzielę Młody i ja pędzimy do teatru muzycznego. Kultura w tym roku u nas górą. A jakże.


Słońca na niebie i w serduchach wszystkich życzę!

sobota, marca 10, 2012

Piękna sobota jak nic

Wkurw mnie straszny bierze. Mam się spotkać dziś z koleżankami - dawno nie widzianymi. Mówiłam chłopu wcześniej, że ja dziś wychodzę. W czwartek wyskoczył z pomysłem, że pojedziemy do jego kolegi (poza nasze miasto). Ja na to - zapomniałeś o Młodym - bierze antybiotyk, więc o wyjściach można zapomnieć. No ok. Dodałam, że w sobotę, czyli dziś wychodzę. Jeszcze raz przypomniałam mu o tym rano, jak wychodził. Bądź wcześniej o 15, bo ja wychodzę. 30 minut temu zadzwonił, czy ma zrobić jakieś zakupy, bo ... goście do nas przychodzą - zaprosiłem ich na wieczór - dodał. No to wkurw mnie straszny wziął. Wydarłam się przez telefon - że ja mówiłam, że wychodzę. Po drugie to wspólnie tu mieszkamy i gości zapraszamy razem, wcześniej o tym rozmawiając. No i jak zwykle to jego znajomi, bo moi znajomi są "dziwni", tzn. spokojni ludzie. I jeśli przychodzą to męża brak. Twierdzi, że zna już za dużo ludzi i po co ma poznawać nowych.

Goście, gośćmi, a życie  życiem. A na dom to o kasie muszę non stop przypominać. Najlepiej to nie dawać, bo on rozwija biznesy. Tylko żyć z czegoś trzeba. Nie mówię, że ja nie mam. W takim razie po co chłop w domu, który na dom daje wtedy, gdy żona go poprosi.

czwartek, marca 08, 2012

Dziś

Pobudka 5.50. Myślałam, że zdążę na autobus, który z rannego lenistwa podwiezie mnie pod przychodnię dla dzieci. Nic z tego - nie zdążyłam. 
W przychodni byłam bardzo wcześnie - z uwagi na to, że Młodego musiałam zapisać na wizytę. 
Byłam druga w kolejce. Zapisy są od 7.30, ale wtedy już mogłabym mieć problem z rejestracją Młodego.
Czas oczekiwania nie traktuję jako czas stracony - czytałam książkę "Slow love". Polecam.
A co Młodemu dolega? Badania krwi wyszły niezbyt dobrze - zakażenie bakteryjne. 
Z uwagi na bardzo wysoką gorączkę - antybiotyk został przepisany. Działa, bo gorączka spadła. 
Doszedł męczący kaszel z glutem. Dziś mamy się pojawić u lekarza kontrolnie.
Pamiętacie, że dziś Dzień Kobiet? 
Ja z tejże okazji ruszam na koncert bardzo kobiecy - Ani Dąbrowskiej - z przyjaciółką.


Miłego świętowania w ten słoneczny dzień!



poniedziałek, marca 05, 2012

Przesilenie

W sobotę był fryzjer, jazda tramwajem, budowanie klockami LEGO  w Empiku
 i długi spacer na nogach  z zajezdni tramwajowej do domu.




A z soboty na niedzielę wysoka gorączka, ból brzucha i wymioty. Przesilenie organizmu?
Dziś ciut lepiej.



sobota, marca 03, 2012

Był sobie poniedziałek

W poniedziałek, który już był, zamarzyłam, by Młodemu kupić książkę o Muminkach. Dziwne - ja Muminków nie czytałam, ale pomyślałam, że może Młody zaprzyjaźni się z Muminkami (no i się zaprzyjaźnił!). Dodam, że czytamy dużo. 
Więc sprint z pracy - zaczepiłam o pyszną cukiernię i biegiem do księgarni. Dlaczego biegiem? Bo Młodego trzeba odebrać z przedszkola - czasu mało. A w księgarni ogrom książek. Muminki zakupione, ale zerka na mnie jeszcze Bajka o czasie. Zaczepiała, więc ją już wzięłam.
Wieczorem, jeszcze przed snem rozłożyliśmy się na dywanie w Młodego królestwie i rozpoczęliśmy czytanie. Jest to wycinek jednego dnia dwóch rodzin w dwóch miastach: w Zegarowie Górnym oraz Zegarowie Dolnym. 
Historia o Zegarowie Górnym zaczyna się tak: "W Zegarowie Górnym było prawie wszystko: supermarket, multikino", wszyscy mają telefony komórkowe, brak jest jednego - CZASU.
Natomiast w Zegarowie Dolnym brak było wielu rzeczy. nie było multikina, supermarketu, ludzie nie mieli telefonów komórkowych. Mimo to jednej rzeczy było dużo - CZASU.
Nie piszę, więcej, byście do tej pozycji zajrzeli. Dodam tylko - Młody leży już w łóżku i mówi - mama ty dla mnie znajdujesz czas - bawisz się ze mną (prawda, choć czasami nie mam czasu i muszę Młodego prosić o samotną zabawę), a tata nie ma dla mnie czasu - nie chce się ze mną bawić (budować wielkie aglomeracje, bawić się w "zderzanki autami")..., gra tylko ze mną na PS.
I wiecie co - poprosiłam tatę na dywanik do Młodego i Młody powiedział to jeszcze raz. Mnie serce ukuło - a jakże... A tata nadal się nie bawi. Takiego taty Młodemu brakuje.

Książka, o której pisałam - to "Bajka o czasie" Elizy Piotrowskiej. Zajrzyjcie na jej stronę tu.